Posty

Wyświetlanie postów z grudzień, 2023

10. Za murami z każdej strony

Czekałam. Czekałam na święta. Ale nie dlatego, że światełka, że prezenty i micha pierogów. Czekałam bo przede mną jawiły się trzy dni wolności, po 5 tygodniach zamknięcia i patrzenia w te same ściany. Dawno nie czułam się tak źle, jak tchórz, jak szczur uciekający z okrętu. I, o ironio, pisząc to słucham aranżacji wiersza Baczyńskiego, zaśpiewanej aranżacji, o wolności. Czerwień zerwać z kwiatów polnych, chce być wolny. Ja kraty ciężkie chce zrywać, stanąc w oknie i poszybować ku wolności roztrzaskując się na resztkach cegieł lub nabrać w skrzydła wiatru i poszybować. I dokąd? Tam gdzie byłam, gdzie kocham, ale nie mogę spojrzeć w oczy, bo wina spała mnie w niemocy?  Bo tak bardzo chcę zostać, ale nie umiem nie myśleć o wszystkich wytrychach które pochowałam?  Gdzie bodźce emocjonalne przygniatają mnie mocniej niż świąteczne piosenki i migoczące lampki. Gdzie siedzę wśród ukochanej rodziny, spuszczam głowę i toczę po policzku łzę, która swoim śladem, jak piórem, pisze "Przepraszam

9. za murami

  Ostatni dzień przed przepustką do domu. Po ponad miesiącu zamknięcia w bańce bez bodźców, z całym przekrojem zachowań nietypowych, wyjdę do świata puchnącego od dźwięków, kolorów, ludzi. Ciekawe, czy będę wracać w zawiązanych sznurówkami butach? Boję się tego, jednocześnie czując ekscytację. Będę mogła opowiedzieć mnóstwo ciekawych rzeczy, przytulić małego człowieka mocno, za te wszystkie dni kiedy mnie nie było. Będę musiała wytłumaczyć, że jeszcze nie, jeszcze na chwilkę mama musi zniknąć. Będę musiała zmierzyć się z nieuniknionym- brakiem jednego z krzeseł przy stole.  Z wyrzutami sumienia kiedy spojrzę rodzeństwu w śmiertelnie zmęczona twarz. Będę mogła ubrać się w coś innego niż rozciągnięte legginsy i pomalować się masą brokatu.  Będę mogła kochać się stęskniona zbierając podniecenie tych wszystkich jednakowych dni. Czuję że to dużo. Ale świadomie chce zmierzyć się z tym, czy udźwignę ten ogrom emocji, sytuacji i zdarzeń.  Chciałabym, na zawołanie, dostać uspokajającą dawkę ben

8. Za murami

Oddział opustoszał, wydaje mi się, że jest tu więcej porzuconych po śniadaniu jabłek niż pacjentek. Zostały starsze panie, znerwicowane młode kobiety, jednostki o wątpliwej stabilności psychicznej i ona, Jezus Maryja, Córa Niebios.  I właśnie Córa Chrystusowa dokonała na mnie brutalnego i niespodziewanego gwałtu laryngologicznego opowiadając mi w progu łazienki swoją historię. Nie patrząc jej w oczy słuchałam jak rozchorowała się od orgazmu który we śnie dał jej jakiś chłopak. O tym jak pewnego dnia widząc się z Chrystusem Królem doznała orgazmu dzięki samemu Stwórcy i jak od tego czasu potrafiła włączyć spełnienie pocierając pieprzyk na twarzy. Niestety, dowiedziałam się, że zepsuła tę niezwykłą umiejętność i czuła już tylko prąd w brzuchu, pogięty jak kryza. Z tego wszystkiego Chrystus Król ******* doświadczył utraty członka.  Myślałam, że historia zakończy się w tym miejscu, wpatrywałam się intensywnie w podłogę, a w głowie kołatała się jedna jedyna myśl "Błagam, skończ już&quo

7. za murami

 Dłuższe uwalnianie kwetiapiny, podwójna porcja wieczorem, zaowocowało bardzo nasyconymi snami, niekoniecznie przyjemnymi. Jedną z rzeczy którą pamiętam było przebudzenie się z krzykiem kiedy we śnie zobaczyłam jak Maleństwo z oddziału ześlizguje się z parapetu i spada, z wysoka i bez szans.  Ale na jawie jest inaczej. Czuję spokój. Czuję jakby ktoś zaświecił nikłe, jak lipcowy świetlik, światełko, które pomimo lodowatej, ciemnej i bezkresnej toni udało mi się dojżeć. Miesiącami spacerowałam po lodzie naiwnie sądząc, że mnie utrzyma, ale otaczała mnie gęsta mgła pośród której błądziłam nie widząc, że tafla pod moimi stopami robi się coraz cieńsza i cieńsza. I dopiero kiedy ta pode mną pękła i naparła na mnie ze wszystkich sił zimna ciemność, to w tym mroku cichy głosik błędnego ognika wyszeptał "żyj" Sama nie wiem czy zadźwięczał wewnątrz mojej głowy czy miał głos pięknej, mrocznej acz przyjaznej Wiły. Widziałam ją. W tym oblepiającym, wdzierającym się do każdego otworu w cie

6. Za murami

 Miliony mikrosnów przeplatały się ze sobą przez całą długą noc przez moją głowę tworząc skomplikowaną wstęgę bezsenności. Nie umiem określić czy w ogóle spałam, bo ta noc przypominała bardziej senną czkawkę.  Oblubienica chrystusowa po krótkiej przerwie znów jest z nami. Wygląda nieszczęśliwie, bez biblii w rękach. Chodzi niczym wielki pluszowy miś częstując cukierkami. Podejrzewam, że jej nieszczęście może wynikać z silnej frustracji, podobno czeka aż połączenie telefoniczne z jezusem będzie dostępne.  Dni wloką się niemiłosiernie pozbawione rozrywek i zajęć, łóżka skrzypią bardziej niż powinny, nawet kołdry zdają się być głośne. Jedyne dramaty dotyczą zaginionych zapalniczek, podejrzliwości pacjentek co do podawanych, stale tych samych, leków i wizji pływających ssaków w kabinie prysznicowej.  Szukając silniejszych bodźców czasami mam ochotę rozebrać się wieczorem do naga i stanąć w oknie łazienkowym czekając, jak na Godota, aż komuś sprawi to uciechę, a samej poczuć delikatne łasko

pozwól mi uciec

  Chcę pójść na spacer. Do lasu, tam gdzie nie ma ludzkich śladów. Tam gdzie skrzypi pod nogami śnieg, jest cisza. Gdzie w nie wydeptanym białym puchu można zobaczyć tylko ślady saren, dzików, ptaków i może kogoś jeszcze. Gdzie słychać szmery wiatru w gałęziach, dudnienie starych pni, kapiący z drzew topiący się śnieg. Tam gdzie głosy ptaków mieszają się i tworzą głośną, niepokojącą symfonię.    Stanąć bosą stopą na szorstkim od mrozu mchu i czuć jak otacza cię ta dzika doskonałość. Nie czuć już zimna, strachu, przywiązania. Dostawić drugą nogę, prosto w dziewiczy śnieg i nie przejmować się, że od spodu kaleczy cię wygryzione przez wiewiórki szyszka. Trwać w tym tyle czasu, aż korzenie przyjmą Cię jak swojego i oplotą zapraszając do wspólnego, powolnego tańca trwającego dziesiątki lat. Czuć jak zapadasz się głębiej dotykając ciepłej gleby ukrytej pod kołderką ściółki. Jak twoje stopy łaskocze delikatnie grzybnia plotąc wokół nich misterne hafty znane tylko grzybom od setek tysięcy lat.

5. za murami

  Czy więźniowie na spacerniaku lepią bałwany? Spadło mnóstwo śniegu. Marzę o tym żeby poczuć go gołą stopą. Przejść się choćby kawałek czując jak topi się między palcami mrożąc jednocześnie podeszwy ostrymi igiełkami. Poczuć jak przeszywa zimnym odrętwieniem od samej podstawy aż po lędźwia. Teraz, kiedy to pisze, chwilę po 7 rano, jestem po nieprzespanej nocy wypełnionej najgłośniejszym chrapaniem jakie słyszałam. Myślę, że moja współlokatorka, za dnia dobra i ciepła jak świeżo upieczona chałka, nocą zmienia się w niedźwiedzia.  Obserwuję przez kraty niesamowicie przystojną wronę. Nastroszone pióra nadają jej miękki owalny kształt, a z błyszczącego, mocnego dzioba wydobywa się głośne, eleganckie "kra". Chyba pokłóciła się z gawronami. Codziennie kombinuje czym zachęcić okoliczne ptactwo do pojawienia się za moim oknem, ale póki co nic nie zadziałało. Dzisiaj dostały fistaszki i cała w środku drżę fantazjując, że właśnie ona, ta piękna wroną, odważy się po nie przylecieć. Chc

4. Za murami

  Mała pani, chyba nazwę ją lady Bi, próbuje podbierać innym leki. Ale nie tylko, bo chętnie ukradnie Ci ciastko i zaczaili się na chleb z obcego talerza. Mam przypuszczenia, że defekuje w nie przeznaczonych do tego miejscach, ale nie mam pewności, więc odwieszam tę hipotezę na wieszak wielu innych. Do rozpatrzenia i przymiarki. Jezusinka, córa trójcy znalazła oko boga na moim karku. Klęka przy wieczornej porcji farmakospecyfików. Zmieniłam lokum. Śpię z fantomowy i pluskwami, ponoć nawet kogoś pogryzły. Jeśli są to tylko ślizgają się po mnie robiąc sobie zjeżdżalnie z ostrej wypukłości biodra, lądując na miękkiej fałdce przy pępku.  Ten mętny, senny, przyprawiony kryzysami dzień (straciłam umiejętność czytania kalendarza), zaowocował wieczorem ekskrementami pod prysznicem. Tuż obok, pośród nadpleśniałych fug, mokrych kafli, biały jak oblicze pańskie biały ręczniczek. Równo,bez ani jednej zmarszczki, ten biały ręcznik rozłożyła Ona i twarz opierając na Biblii położyła się na kształt kr