Mama z kalendarza cz III ostatnia

 Mama zdaje się zanurzać w tym błocie i z każdą kolejną kałużą coraz bardziej się denerwuje. Próbuje czyścić bure plamy i rozmazuje je coraz bardziej i nie widać już nic z małego płomyczka który w niej świecił, nie czuć zapachu słodkiego mleka.


 Plamy schną z każdym cieplejszym dniem zostawiając skorupę, która kruszy się z przy najmniejszym ruchu. Marzec niesie wiosnę, w którą mama nie może wskoczyć przez przeszkodę z błotnego pyłu. Strąca ją, zamiata, ale nawet lekki powiew wznieca fragmenty zaschniętej zimy, które osiadają jej na włosach i wpadają do oczu. 

Jest taka zmęczona.

Czeka na deszcz, który zmyje to wszystko pozwalając odetchnąć czysta wiosenną pogodą. Tylko deszcz taki już jest, że mamę płoszy. Boi się go i odgarniając mokre kosmyki pada wycieńczona i nikt nie wie, nawet ona, czy to jeszcze płaczą chmury czy już mama. 

Nie da się przewidzieć kiedy będzie zbyt zmęczona żeby się obudzić. Czasem mruczy wilgotnym szeptem, że nikt nie zasługuje na taką słabą mamę. Nawet jeśli jej miłość parzy jak świeżo upieczony chleb i pachnie jak ciemny miód.


koniec.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

7. za murami

6. Za murami

2. za murami