2. za murami

 Rozbójczyni od trzech dni nie rozplotła kitki. Co jakiś czas zerkam tylko czy żyje, bo jest sinoblada i śpi. Teraz oddycha.

Wędrująca robi się coraz... W sumie nie wiem. Rozkrusza lekko twardą, groźną skorupę. Coś powie. Coś odpowie. O coś poprosi.

Z wielkim hukiem objawiła mi się Córa Trójcy Świętej, klękając przed mężem myśląc, że oto sam pan Jezus stoii przy moim łóżku. Odbyła też pielgrzymkę na kolanach po wieczorną dawkę leków. Teraz już nic nie mówi, ale zawsze ma plecak, może pielgrzymka nadal trwa.

Jestem pośród skomplikowanego przekroju osobowości. Patrzę, słucham, obserwuję, nie wchodzę w drogę. Jednak jest jedna, nie dająca mi spokoju zjawa.

Zjawa. Zjawa pojawia się wszędzie, bezszelestnie. Boso. Z palcami stóp wykręconymi pod nierzeczywistymi kątami, z paznokciami jak suche gałęzie modrzewia. Obleczona w delikatny róż koszulki, z włosami niczym misternie splecione gniazdo zaskakuje cię podczas posiłku łypiąc czy coś zostawisz. Wyrasta przy twoim łóżku i grzecznie pyta o kawę. W oparach dymu cichutko, acz zdecydowanie prosi o końcówkę papierosa przy filtrze. Niezobowiązująco, mijając cię wielokrotnie, podpyta o coś słodkiego. 

Nazwę ją w głowie Anniczką.

Komentarze

  1. Trochę gubię się w narracji momentami (kto co zrobił, albo o czyjego męża chodzi), nie wiem, czy to zabieg rozmyślny. Szpitale zawsze są ponure i przykre, szczególnie te polskie. A ten konkretny rodzaj... Podejrzewam, że nawet bardziej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Męża podmiotu lirycznego. Ale w zasadzie ta narracja może być nieco zmącona kwetiapiną, ale nie chcę edytować- chyba chaotyczność jest tutaj rdzeniem, wypływa ze środka mnie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

7. za murami

6. Za murami